Książka, która pomaga ratować dzieci w łonie matki

with Brak komentarzy
W Bytomiu robią cuda

Wczoraj był dla mnie wyjątkowy dzień. Dzięki uprzejmości i staraniu pani Doroty Siebiaty-Tomczyk miałam okazję odwiedzić Oddział Patologii Ciąży Katedry i Oddziału Klinicznego Ginekologii, Położnictwa i Ginekologii Onkologicznej w Szpitalu Specjalistycznym nr 2 w Bytomiu. Na tym oddziale grono oddanych lekarzy ratuje dzieci w łonie matki wykonując wewnątrzmaciczne operacje przepukliny oponowo-rdzeniowej płodu. Część przychodu ze sprzedaży „Jeżyka zwanego Pajacykiem” przeznaczam na wsparcie tego właśnie celu.

Pisarka wśród lekarzy

Z samego rana miałam przyjemność uczestniczyć w odprawie lekarzy, gdzie zaprezentowałam „Jeżyka zwanego Pajacykiem” oraz genezę jego powstania. Opowiedziałam zarówno o samej historii przyjaźni mojego syna i jego ukochanej zabawki, jak i o mojej walce o córeczkę, która zmieniła całe moje życie, przewartościowała je i spowodowała, że moją życiową misją jest niesienie otuchy kobietom po traumatycznych przeżyciach i pokazanie im, że na trudnych doświadczeniach można zbudować coś dobrego.

Dzielne mamy

Trochę onieśmielona uczestniczyłam też w obchodzie lekarskim. Widziałam emocje mam trzymających się z troską za brzuszki. Brzuszki czasem małe, czasem duże, ale zawsze tak samo bezcenne, bo otulające wszystkim, co najlepsze małe, zagrożone istoty. Byłam dumna z tych kobiet, bo śmiało pytały lekarzy o wszystkie swoje wątpliwości. Byłam podbudowana zachowaniem lekarzy, bo wyczerpująco na te pytania odpowiadali.

Rozmowa zamiast spotkania autorskiego

We mnie samej obudziło się tyle wspomnień… Tyle dni przeleżałam na szpitalnym łóżku… Mnie nie dane było walczyć o zdrowie moich córeczek. Ja przegrałam, zanim dowiedziałam się, że coś jest nie w porządku… Dlatego właśnie chcę wpierać ratowanie dzieci w łonie matki, aby żadna kobieta nie musiała przeżywać takiej traumy, jaką ja przeżyłam dwukrotnie. Dlatego też spotkałam się z mamami przebywającymi na Oddziale Patologii Ciąży. To nie była promocja książki. To była szczera, wspierająca rozmowa. O obawach, rozterkach, rodzących się pytaniach i wątpliwościach. O tym, że ich trudne doświadczenia mogą im dać drogowskaz, mogą mieć swój nieznany jeszcze cel. Wysłuchałam, pogłaskałam. Niektóre panie były jeszcze w bardzo wczesnej fazie po rozpoznaniu choroby ich maluszków, były jeszcze w szoku, płakały. Miałam ochotę je przytulić, choć nie tak łatwo zyskać w krótkim czasie aż takie zaufanie. W każdym razie, terapeutka na Oddziale, pani Dorota Siebiata-Tomczyk powiedziała, że na to właśnie liczyła w związku z moją wizytą – na poruszenie, otwarcie tych mam, które jeszcze zaprzeczają, które próbują ubrać się w kokon i być dzielne ponad ludzkie siły. A przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby traumę przyjąć, opłakać, przepracować, znaleźć jej miejsce w swoim życiu. Bo te mamy mają często w domu pozostałe dzieci, mężów, partnerów, którzy za kilka miesięcy będą razem z uratowanym maluszkiem tworzyć rodzinę. Rodzinę kochającą i wspierającą, doceniającą skarb, jakim jest dziecko wymagające szczególnej uwagi. Bo dopiero wtedy naprawdę poznajemy, co to znaczy prawdziwie kochać. Bezwarunkowo, z oddaniem, poświęceniem i zrozumieniem dla wszystkich, którzy z tą sytuacją muszą się zmierzyć.

Szczęśliwe okruszki diamentu

Zaproszono mnie również na Oddział Noworodków. Byłam ogromnie poruszona, bo po raz pierwszy w życiu widziałam te maleńkie istoty. Te skarby, perełki, okruszki diamentu… Najmłodsze dzieciątko przyszło na świat w 23 tygodniu… Walczyło dzielnie, macicę zastępowała mu ogromna aparatura… Tutaj sama dałam upust swoim emocjom. Świadomość, że moje córeczki, które umarły w 21 tygodniu, wyglądały podobnie, bardzo mocno we mnie zagrała. Ja niestety nie mogłam ich zobaczyć, a bardzo tego chciałam… Pomodliłam się nad każdym z maluszków z wdzięcznością, że są ludzie, którzy walczą o ich życie. Wyglądały na szczęśliwe, były rozluźnione i słodko spały. Zapewne ich rodzice za chwilkę przyszli je przytulić.

To również książka terapeutyczna

A ja poszłam na Oddział Laryngologiczny Dzieci, gdzie przeczytałam małym pacjentom kilka fragmentów „Jeżyka…”. Książeczka bardzo się podobała. To niesamowite, ale dzieci, dla których byłam obcą osobą w niezbyt przyjemnym miejscu, chętnie ze mną rozmawiały i dzieliły się swoimi spostrzeżeniami po wysłuchaniu książeczki. Myślę, że tak właśnie działa biblioterapia: pokazuje, że nie jesteśmy sami w przykrych doświadczeniach, że sytuacja się zmienia, że będzie lepiej, że można znaleźć radość mimo trudnych przeżyć.

Wieść pójdzie w świat

Moją wizytą i akcją charytatywną zainteresowało się Radio Piekary. Możecie zatem spodziewać się materiału radiowego, bo pani Gabriela Kokott-Drzyzga przeprowadziła ze mną (i nie tylko) obszerny wywiad. Cieszę się, że wieść o książce pomagającej dzieciom i ratującej dzieci popłynie w świat.

Prztyczek w nos

I jeszcze jedno – znów dostałam prztyczek w nos, znów ktoś (ja wiem kto) pokazał mi, co w życiu jest najważniejsze. Otóż, przez kilka dni myślałam, w co ja się mam na tę wizytę ubrać. Czy bardziej artystycznie, czy bardziej biurowo. Czy kolorowo, czy w bardziej stonowanych barwach. A buty płaskie, czy na obcasie? W końcu wybrałam. Połączyłam wszystkie swoje preferencje i efekt był całkiem całkiem. A jak weszłam do szpitala, okazało się, że muszę nałożyć szpitalny kitel, za duży, nieartystyczny, według moich kryteriów nijaki. I przykryć nim całą kreację. Uśmiechnęłam się do Niego i w duchu podziękowałam, że tak skutecznie wysłuchuje moich modlitw o pokorę ?

Ty też możesz pomóc

Kupując moją książkę, wspierasz ratowanie dzieci poprzez wewnątrzmaciczne operacje przepukliny oponowo-rdzeniowej. Książkę można kupić na stronie www.alicjapodgrodzka.com/jezyk-zwany-pajacykiem

Na hasło BYTOM do końca lutego dostaniesz 10% zniżki.

Zapraszam!

Zostaw Komentarz